lundi 30 novembre 2015

226 La lettre de Chopin à Titus Woyciechowski : version polonaise

Quelques informations sur la lettre à Titus Woyciechowski dans laquelle Chopin parle des manifestations pour le général Ramorino et de « la voix menaçante du peuple »


Classement : biographie de Frédéric Chopin ; période française (1831)




Ceci est une suite de la page La lettre de Chopin à Titus Woyciechowski (25 décembre 1831), où se trouve la traduction en français de cette lettre.
Je donne ci-dessous le texte original, tel qu’il apparaît dans l’édition de Bronislas Sydow.

Référence
*Korespondencja Fryderyka Chopin Tom drugi, zebrał i opracował Bronisław Edward Sydow, Varsovie, Państwowy Instytut Wydawniczy, 1955
Le texte se trouve pages 207 à 212 de ce tome (le second) et est intitulé : « 94. Do Tytusa Woyciechowskiego w Poturzynie »

Texte
Je reproduis telle quelle l’édition de B. Sydow.
Les marques « [!] » correspondent à la mention [sic].

« 
Page 207
                                                                          Paryż, 25 Decemb. 1831

Najdroższe życie moje!
Już drugi rok, jak Ci zza granicy dziesiętej [!] winszować muszę imienin. Jedno spojrzenie na jawie może by Cię więcej przechowało w moim sercu, jak dziesięć listów. Dlatego opuszczam tę materię, ex abrupto pisać nie chcę, a nie kupiłem sobie książeczki z rozmaitymi powinszowaniami, którą dziewczyny i chłopaki po ulicach z wrzaskiem po 2 sous sprzedają. – Dziwny  to lud, jak wieczór przyjdzie  nic nie słyszysz jak tylko wykrzyki tytułów nowych książeczek ulotnych i czasem 3, 4 arkusz drukowanego głupstwa za sousa kupisz. A to L’art de se faire des amants et de les conserver ensuite, Les amours des prêtres, L’archevêque de Paris avec Mme la duchesse du Barry i tysiączne podobne tłustości, czasem bardzo dowcipnie pisane. Prawdziwie, że dziwić się trzeba, na jakie oni się tu sposoby biorą, żeby grosz zarobić. Wiedz, że tu teraz wielka bieda, pieniędzy mało kursuje, odrapańców mnóstwo spotykasz ze znaczącymi fizjognomiami i nieraz słyszysz odrażającą rozmowę na durnia Filipa, który tylko na swoim ministerium jeszcze wisi. Niższa klasa

Page 208
jest zupełnie rozjątrzona – i co moment radzi, by zmienić stan swojej nędzy, ale, na nieszczęście, zbyt wiele ostrożności rząd ma na takowe rzeczy i na najmniejsze zebranie na ulicy się pospólstwa źandarmerią konną rozpędza. Wiesz, że mieszkam na 4 piętrze, ale na jajśliczniejszym miejscu, bo na bulwarach, mam do siebie ganek należący – bardzo zgrabny, żelazny, dający na ulicę – i mogę bardzo daleko w prawo i w lewo widzieć. Naprzeciwko mnie w ulicy stanął Romarino, w miejscu tak zwanym Cité Bergère, gdzie duży dziedziniec przechodzi. – Wiadomo Ci zapewne, jak go wszędzie Niemcy przyjmowali, jak go do Strasburga Francuzi, zaprzęgnąwszy się za konie, ciągnęli, słowem, wiadomy Ci ten antuzjazm [!] ludu dla naszego Jenerała. Paryż nie chciał być ostatni w tym względzie. – Szkoła medycyny, tak zwana młodzież "jeune France" (którzy bródki noszą i pewne mają przepisy na wiązanie chustek), trzeba ci wiedzieć, że tu każda partia polityczna inaczej się nosi  mówi się tu o egzagerowanych.  Karliści mają zielone kamizelki, Republikanie i napoleoniści, to jest właśnie ta jeune France  czerwone, saintsimoniści, czyli nowi chrześcijanie, tworzący oddzielną religią i mający juź ogromną liczbę prozelitów, którzy są także za równością, noszą się niebiesko itd., itd. Otóż do tysiąca takiej młodzieży nieministerialnej z chorągwią 3-ójkolorową przeszli przez całe miasto do Romarina przywitać go. Chociaż był w domu, nie chcąc się jednak narażać na nieprzyjemności z strony rządu (z tego względu dureń) nie pokazał się mimo krzyku i wołania "vive [!] les Polonais" itd. Adiutant jego (podobno Działyński) wyszedł i powiedział, że Jenerał prosi ich na inny dzień do siebie. – A  tymczasem nazajutrz wyprowadził się stamtąd. W parę dni wali się ogromne mnóstwo juź nie tylko młodzieży, ale i pospólstwa zebranego pod Panteonem, na drugą stronę Paryża, do Romarina Jak gała śniegu, im więcej ulic przechodzą, tym ogromniejsza ich masa, aż przy moście (Pont Neuf) konnica ich rozpraszać zaczyna – wielu pokaleczono, ale mimo to mnóstwo ludzi zebrało się na bulwarach, pod moimi oknami, żeby złączyć się razem z idącymi z drugiej strony miasta. – Policj a nic pomóc nie mogła tłoczącym się ludziom: przyszedł oddział infanterii – huzary , adiutanty placu na koniach po trotuarach; gwardia niemniej gorliwa rozpycha coraz ciekawsze i mruczące pospólstwo, łapią – aresztują wolny naród – strach – sklepy zamykają, po

Page 209
wszystkich rogach ulic bulwarowych kupy ludzi – świstania – galopowania posyłek, okna pełne spektatorów (jak niegdyś u nas na wielkie Święto), i to trwało od godziny 11 rano do 11 w nocy. Jużem się cieszył, że może się co zrobi, ale to wszystko się skończyło na zaśpiewaniu ogromnym chórem około 11 w nocy "Allons enfants de la patrie". Jakie na mnie wrażenie zrobiły te groźliwe głosy nieukontentowanego ludu – ani pojmiesz! – Spodziewano się nazajutrz zaczęcia kontynuacji tej emeuty, jak oni tu zowią – ale durnie cicho do dziś dnia siedzą. Grenoble tylko wstąpił w ślady Lyonu – i  diabeł wie, co się jeszcze na świecie stanie. Dają też teraz na teatrze "Franconi", gdzie tylko dramy i tableau z końmi wystawiają – całą historią ostatnich naszych czasów. Ludzie latają jak szaleni widzieć te wszystikie kostiumy – Pannę  Plater, która także tam gra rolę z indywiduami, którym dają nazwiska na kształt Lodoidski, Faniski – i tak jedna się nazywa Floreska – jest jenerał Gigult jako brat Platerównej itd. Ale nic mnie tak nie bawiło, jak afiszowanie w jednym z mniejszych teatrów, że podczas antraktu grać będą la mazurka Dobruski "ieszore polska mirgineta". Jak Ciebie kocham, nie facecja, mam na to świadków, którzy się razem ze mną dziwili, że Francuzi takie durnie! A propos mojego koncertu, odłożony na 15-tego z powodu śpiewaczki, której mi pan Veron, dyrektor opery, odmówił. Dziś zaś jest w operze włoskiej koncert duży, gdzie Malibran, Rubini, Lablache, Santini, Mme Raimbeaux, Mme Schröder, Mme Cavadory – przy tym Herz gra i (czego najciekawszy jestem) Beriot, ten skrzypek, co Pani Malibran w nim się kocha. Chciałbym Cię tu, nie uwierzysz bo, – jak mi tu smutno, że nie mam komu się wyjęzyczyć. Wiesz, jak łatwo zabiorę znajomość, wiesz, jak lubię z nimi gadać o niebieskich migdałach, otóż takich znajomości mam po uszy, ale z nikim razem westchnąć nie mogę. – Zawsze jestem, co się tycze uczuć moich, w synkopach z innymi. Dlatego męczę się i nie uwierzysz, jak szukam jakiej pauzy, co by do mnie cały dzień nikt nie zajrzał, nikt nie zagadał. Do Ciebie pisząc nie cierpię, kiedy mi się dzwonek ruszy – i włazi jakieś coś z wąsiskami, duże, wyrosłe, tęgie – siądizie  do fortepianu i samo nie wie, co improwizuje, wali, tłucze beZ sensu, rzuca się, przekłada ręce, z pięc minut na jednym klawiszu grzechocze

Page 210
ogromnym paluchem, który gdzieś tam na Ukrainie do ekonomskiego batoga i do lejc był przeznaczony. Masz portret Sowińskiego, który innego merytu ne ma jak dobrą figurę i dobre serce dla siebie. Jeżelim mógł kiedyś sobie szarlatanizm albo głupstwo w sztuce wystawić, to nigdy tak doskonałe, jak teraz często muszę słuchać chodząc i umywając się po pokoju. Uszy mi się czerwienią – wypchnąłbym z drzwi, a muszę menażować, nawet być czułym wzajemnie. Nie masz wyobrażenia o czymsiś podobnym – ale ponieważ oni go tu (oni, co się się nie znają, tylko na krawacie) za coś mają, więc trzeba się bratać. – A czym mi najwięcej krwi psuje, to zbiorem swoich karczemnych, bez sensu, najgorzej akompaniowanych, bez najmniejszej znajomości harmonii i prozodii układanych śpiewek z zakończeniami kontredansowymi – które on zbiorem polskich pieśni nazywa. Wiesz, ile chciałem czuć i po części doszedłem do uczucia naszej narodowej muzyki – zatem  miarkuj, jak mi przyjemnie – kiedy on czasem to tu, to tam złapie coś mojego, czego piękność często na akompaniamencie zależy – i karczemnym, szenkatrynowski-gęgetowsko-organowym parafialnym gustem zagra, i nic nie moźna powiedzieć, bo więcej nad to, co złapał, nie pojmie. Jest to Nowakowski na lewą stronę. A gada! – O wszystkim, a szczególniej o Warszawie, w której nigdy nie był. – Między Polakami żyję najwięcej z Wodzińskimi, Brykczyńskimi, samymi dobrymi chłopcami. Wodzyńsio zawsze mi się pyta, czemu ty nie przyjedziesz? Oni ci się spodziewają, bo Ciebie nie znają. – Zdaje mi się, że Cię znam i wiem, gdzie wprzód pojedziesz. W ten moment, kiedy się zabieram do opisu jednego balu, na którym mnie bóstwo jedno zachwyciło z różą w czarnych włosache – odbieram  Twój list. – Wychodzi mi wszystko moderne z głowy – przenoszę się jeszcze bardziej do Ciebie, biorę Cię za rękę i płaczę. – Miałem Twój list ze Lwowa – tym później się zobaczym, a może i wcale nie, bo serio mówiąc, moje zdrowie nędzne; wesoły jestem zewnątrz, szczególniej między swoimi (swoimi nazywam Polaków), ale w środku coś mnie morduje – jakieś przeczucia, niepokoje, sny albo bezsenność – tęsknotą – obojętność – chęć życia, a w moment chęć śmierci – jakiś słodki pokój, jakieś odrętwienie, nieprzytomność umysłu, a czasem dokładna pamięć mnie dręczy. Kwaśno mi, gorżko, słono, jakaś szkaradna mieszanina

Page 211
uczuć mną miota! Głupszym niż kiedy. Moje życie, daruj mi. – Już dosyć. A teraz ubiorę się i pójdę, a raczej pojadę na obiad, jaki dzisiaj dają dla Romarina i Langermana, ma być paręset w najogromniejszej restauracji "Au Rochercancal" – Kunacik przed kilką kniami przyniósł mi zaprosiny z Biernackim poczciwoszem; Karol więc décidément nie jego zięciem. Twój list wiele dziś dla mnie miał nowości. Darowałeś mi 4 stronice i 37 wierszy, jak żyję, tego nie było, jak żyję, takeś mi się obficie nie dał – a potrzebowałem czegoś podobnego  bardzo potrzebowałem. Co mi o drodze piszesz, jest taką prawdą, jakiej ja mam przekonanie. Nie myśl, kochanie, źle o tym; ja jadę własnym equipażem, tylko furmana do koni nająłem. Daruj, moje źycie, za kontrast listu mojego.  Kończę, bo nie mógłbym go na pocztę odnieść. A człek sam pan, sam sługa. Pisz, zmiłuj się. Ściskam Cię, twój do zgonu
                                                                                        Fryc.
Ten list posyłam w zaufaniu miłosierdzia Twojego. »

A venir
Notes
Commentaires



Création : 30 novembre 2015
Mise à jour :
Révision : 30 juin 2016
Auteur : Jacques Richard
Blog : Sur Frédéric Chopin Questions historiques et biographiques
Page : 226 La lettre de Chopin à Titus Woyciechowski : version polonaise
Lien : http://surfredericchopin.blogspot.fr/2015/11/lettre-titus-version-polonaise.html











Aucun commentaire:

Enregistrer un commentaire