Quelques informations sur la lettre à Titus Woyciechowski dans laquelle Chopin parle des manifestations pour le général Ramorino et de « la voix menaçante du peuple »
Classement : biographie de Frédéric Chopin ;
période française (1831)
Ceci est une suite de la page La lettre de Chopin à Titus Woyciechowski (25 décembre 1831), où se trouve la traduction en français de cette lettre.
Je donne ci-dessous le texte original, tel qu’il apparaît
dans l’édition de Bronislas Sydow.
Référence
*Korespondencja Fryderyka Chopin Tom drugi, zebrał i
opracował Bronisław Edward Sydow, Varsovie,
Państwowy Instytut Wydawniczy, 1955
Le texte se trouve pages 207 à 212 de ce tome (le second) et
est intitulé : « 94. Do Tytusa
Woyciechowskiego w Poturzynie »
Texte
Je reproduis telle quelle l’édition de B. Sydow.
Les marques « [!] » correspondent à la mention
[sic].
«
Page 207
Page 207
Paryż, 25 Decemb.
1831
Najdroższe życie
moje!
Już drugi rok,
jak Ci zza granicy dziesiętej [!] winszować muszę imienin. Jedno spojrzenie na
jawie może by Cię więcej przechowało w moim sercu, jak dziesięć listów. Dlatego
opuszczam tę materię, ex abrupto
pisać nie chcę, a nie kupiłem sobie książeczki z rozmaitymi powinszowaniami,
którą dziewczyny i chłopaki po ulicach z wrzaskiem po 2 sous sprzedają. –
Dziwny to lud, jak wieczór przyjdzie – nic nie słyszysz jak tylko wykrzyki tytułów nowych książeczek ulotnych i czasem
3, 4 arkusz drukowanego głupstwa za sousa kupisz. A to L’art de se faire des amants et de les conserver ensuite, Les amours
des prêtres, L’archevêque de Paris avec Mme la duchesse du Barry i
tysiączne podobne tłustości, czasem bardzo dowcipnie pisane. Prawdziwie, że
dziwić się trzeba, na jakie oni się tu sposoby biorą, żeby grosz zarobić.
Wiedz, że tu teraz wielka bieda, pieniędzy mało kursuje, odrapańców mnóstwo
spotykasz ze znaczącymi fizjognomiami i nieraz słyszysz odrażającą rozmowę na
durnia Filipa, który tylko na swoim ministerium jeszcze wisi. Niższa klasa
Page 208
jest zupełnie
rozjątrzona – i co moment radzi, by zmienić stan swojej nędzy, ale, na
nieszczęście, zbyt wiele ostrożności rząd ma na takowe rzeczy i na najmniejsze
zebranie na ulicy się pospólstwa źandarmerią konną rozpędza. Wiesz, że mieszkam
na 4 piętrze, ale na jajśliczniejszym miejscu, bo na bulwarach, mam do siebie
ganek należący – bardzo zgrabny, żelazny, dający na ulicę – i mogę bardzo
daleko w prawo i w lewo widzieć. Naprzeciwko mnie w ulicy stanął Romarino, w miejscu
tak zwanym Cité Bergère, gdzie duży dziedziniec przechodzi. – Wiadomo Ci
zapewne, jak go wszędzie Niemcy przyjmowali, jak go do Strasburga Francuzi,
zaprzęgnąwszy się za konie, ciągnęli, słowem, wiadomy Ci ten antuzjazm [!] ludu
dla naszego Jenerała. Paryż nie chciał być ostatni w tym względzie. – Szkoła
medycyny, tak zwana młodzież "jeune
France" (którzy bródki noszą i pewne mają przepisy na wiązanie
chustek), trzeba ci wiedzieć, że tu każda partia polityczna inaczej się nosi – mówi się tu o egzagerowanych. – Karliści mają zielone kamizelki, Republikanie i napoleoniści, to jest właśnie ta jeune
France – czerwone, saintsimoniści, czyli nowi chrześcijanie, tworzący
oddzielną religią i mający juź ogromną liczbę prozelitów, którzy są także za
równością, noszą się niebiesko itd., itd. Otóż do tysiąca takiej młodzieży
nieministerialnej z chorągwią 3-ójkolorową przeszli przez całe miasto do Romarina przywitać go. Chociaż był w domu, nie chcąc się jednak narażać na
nieprzyjemności z strony rządu (z tego względu dureń) nie pokazał się mimo
krzyku i wołania "vive [!] les Polonais" itd. Adiutant jego (podobno
Działyński) wyszedł i powiedział, że Jenerał prosi ich na inny dzień do siebie.
– A tymczasem nazajutrz wyprowadził się
stamtąd. W parę dni wali się ogromne mnóstwo juź nie tylko młodzieży, ale i
pospólstwa zebranego pod Panteonem, na drugą stronę Paryża, do Romarina. – Jak gała
śniegu, im więcej ulic przechodzą, tym ogromniejsza ich masa, aż przy moście
(Pont Neuf) konnica ich rozpraszać zaczyna – wielu pokaleczono, ale mimo to
mnóstwo ludzi zebrało się na bulwarach, pod moimi oknami, żeby złączyć się razem
z idącymi z drugiej strony miasta. – Policj a nic pomóc nie mogła tłoczącym się
ludziom: przyszedł oddział infanterii – huzary , adiutanty placu na koniach po
trotuarach; gwardia niemniej gorliwa rozpycha coraz ciekawsze i mruczące
pospólstwo, łapią – aresztują wolny naród – strach – sklepy zamykają, po
Page 209
wszystkich rogach
ulic bulwarowych kupy ludzi – świstania – galopowania posyłek, okna pełne
spektatorów (jak niegdyś u nas na wielkie Święto), i to trwało od godziny 11
rano do 11 w nocy. Jużem się cieszył, że może się co zrobi, ale to wszystko się
skończyło na zaśpiewaniu ogromnym chórem około 11 w nocy "Allons enfants de la patrie". Jakie
na mnie wrażenie zrobiły te groźliwe głosy nieukontentowanego ludu – ani
pojmiesz! – Spodziewano się nazajutrz zaczęcia kontynuacji tej emeuty, jak oni
tu zowią – ale durnie cicho do dziś dnia siedzą. Grenoble tylko wstąpił w ślady
Lyonu – i diabeł wie, co się jeszcze na
świecie stanie. Dają też teraz na teatrze "Franconi", gdzie tylko
dramy i tableau z końmi wystawiają –
całą historią ostatnich naszych czasów. Ludzie latają jak szaleni widzieć te
wszystikie kostiumy – Pannę Plater, która
także tam gra rolę z indywiduami, którym dają nazwiska na kształt Lodoidski,
Faniski – i tak jedna się nazywa Floreska – jest jenerał Gigult jako brat
Platerównej itd. Ale nic mnie tak nie bawiło, jak afiszowanie w jednym z
mniejszych teatrów, że podczas antraktu grać będą la mazurka Dobruski
"ieszore polska mirgineta". Jak Ciebie kocham, nie facecja, mam na to
świadków, którzy się razem ze mną dziwili, że Francuzi takie durnie! A propos mojego koncertu, odłożony na
15-tego z powodu śpiewaczki, której mi pan Veron, dyrektor opery, odmówił. Dziś
zaś jest w operze włoskiej koncert duży, gdzie Malibran, Rubini, Lablache,
Santini, Mme Raimbeaux, Mme Schröder, Mme Cavadory – przy tym Herz gra i (czego
najciekawszy jestem) Beriot, ten skrzypek, co Pani Malibran w nim się kocha.
Chciałbym Cię tu, nie uwierzysz bo, – jak mi tu smutno, że nie mam komu się
wyjęzyczyć. Wiesz, jak łatwo zabiorę znajomość, wiesz, jak lubię z nimi gadać o
niebieskich migdałach, otóż takich znajomości mam po uszy, ale z nikim razem
westchnąć nie mogę. – Zawsze jestem, co się tycze uczuć moich, w synkopach z
innymi. Dlatego męczę się i nie uwierzysz, jak szukam jakiej pauzy, co by do
mnie cały dzień nikt nie zajrzał, nikt nie zagadał. Do Ciebie pisząc nie
cierpię, kiedy mi się dzwonek ruszy – i włazi jakieś coś z wąsiskami, duże,
wyrosłe, tęgie – siądizie do fortepianu
i samo nie wie, co improwizuje, wali, tłucze beZ sensu, rzuca się, przekłada
ręce, z pięc minut na jednym klawiszu grzechocze
Page 210
ogromnym
paluchem, który gdzieś tam na Ukrainie do ekonomskiego batoga i do lejc był
przeznaczony. Masz portret Sowińskiego, który innego merytu ne ma jak dobrą
figurę i dobre serce dla siebie. Jeżelim mógł kiedyś sobie szarlatanizm albo głupstwo
w sztuce wystawić, to nigdy tak doskonałe, jak teraz często muszę słuchać
chodząc i umywając się po pokoju. Uszy mi się czerwienią – wypchnąłbym z drzwi,
a muszę menażować, nawet być czułym wzajemnie. Nie masz wyobrażenia o czymsiś
podobnym – ale ponieważ oni go tu (oni, co się się nie znają, tylko na
krawacie) za coś mają, więc trzeba się bratać. – A czym mi najwięcej krwi
psuje, to zbiorem swoich karczemnych, bez sensu, najgorzej akompaniowanych, bez
najmniejszej znajomości harmonii i prozodii układanych śpiewek z zakończeniami
kontredansowymi – które on zbiorem polskich pieśni nazywa. Wiesz, ile chciałem
czuć i po części doszedłem do uczucia naszej narodowej muzyki – zatem miarkuj, jak mi przyjemnie – kiedy on czasem
to tu, to tam złapie coś mojego, czego piękność często na akompaniamencie
zależy – i karczemnym, szenkatrynowski-gęgetowsko-organowym parafialnym gustem
zagra, i nic nie moźna powiedzieć, bo więcej nad to, co złapał, nie pojmie.
Jest to Nowakowski na lewą stronę. A gada! – O wszystkim, a szczególniej o
Warszawie, w której nigdy nie był. – Między Polakami żyję najwięcej z
Wodzińskimi, Brykczyńskimi, samymi dobrymi chłopcami. Wodzyńsio zawsze mi się
pyta, czemu ty nie przyjedziesz? Oni ci się spodziewają, bo Ciebie nie znają. –
Zdaje mi się, że Cię znam i wiem, gdzie wprzód pojedziesz. W ten moment, kiedy
się zabieram do opisu jednego balu, na którym mnie bóstwo jedno zachwyciło z
różą w czarnych włosache – odbieram Twój
list. – Wychodzi mi wszystko moderne
z głowy – przenoszę się jeszcze bardziej do Ciebie, biorę Cię za rękę i płaczę. – Miałem Twój list ze Lwowa – tym później się zobaczym, a może i wcale nie, bo
serio mówiąc, moje zdrowie nędzne; wesoły jestem zewnątrz, szczególniej między
swoimi (swoimi nazywam Polaków), ale w środku coś mnie morduje – jakieś
przeczucia, niepokoje, sny albo bezsenność – tęsknotą – obojętność – chęć
życia, a w moment chęć śmierci – jakiś słodki pokój, jakieś odrętwienie,
nieprzytomność umysłu, a czasem dokładna pamięć mnie dręczy. Kwaśno mi, gorżko,
słono, jakaś szkaradna mieszanina
Page 211
uczuć mną miota!
Głupszym niż kiedy. Moje życie, daruj mi. – Już dosyć. A teraz ubiorę się i
pójdę, a raczej pojadę na obiad, jaki dzisiaj dają dla Romarina i Langermana, ma być
paręset w najogromniejszej restauracji "Au Rochercancal" – Kunacik
przed kilką kniami przyniósł mi zaprosiny z Biernackim poczciwoszem; Karol więc
décidément nie jego zięciem. Twój
list wiele dziś dla mnie miał nowości. Darowałeś mi 4 stronice i 37 wierszy,
jak żyję, tego nie było, jak żyję, takeś mi się obficie nie dał – a
potrzebowałem czegoś podobnego – bardzo potrzebowałem. Co mi o drodze piszesz,
jest taką prawdą, jakiej ja mam przekonanie. Nie myśl, kochanie, źle o tym; ja
jadę własnym equipażem, tylko furmana do koni nająłem. Daruj, moje źycie, za
kontrast listu mojego. – Kończę, bo nie mógłbym go na pocztę odnieść. A człek
sam pan, sam sługa. Pisz, zmiłuj się. Ściskam Cię, twój do zgonu
Fryc.
Ten list posyłam
w zaufaniu miłosierdzia Twojego. »
A venir
Notes
Commentaires
Création : 30 novembre 2015
Mise à jour :
Révision : 30 juin 2016
Auteur
: Jacques Richard
Blog :
Sur Frédéric Chopin Questions historiques et biographiques
Page : 226 La lettre de Chopin à Titus Woyciechowski : version polonaise
Lien : http://surfredericchopin.blogspot.fr/2015/11/lettre-titus-version-polonaise.html
Aucun commentaire:
Enregistrer un commentaire